PODWÓJNY IRONMAN

2023-09-18

Młody mieszkaniec Łaz Tomasz Kruczek z rozciętą nogą dokończył superwyczerpujące zawody podwójny ironman Tower Triathlon.

Nazywam się Tomasz Kruczek, mam 25 lat i mieszkam w Łazach w gminie Jasienica. Historia, którą opiszę, dotyczy pierwszego w Polsce i największego na świecie podwójnego ironmana (7,6 km pływania, 360 km kolarstwa i 84,4 km biegu), którego pokonałem z raną ciętą stopy, a ostatnie 16 godzin ze szwami w przodostopiu. Mnie i mojej ekipie wspierającej ciągle trudno jest uwierzyć, że byłem w stanie to zrobić. Zawdzięczam to niesamowitemu szczęściu i ludziom, których spotkałem na trasie. Postanowiłem podzielić się tą historią, bo od 1 września inspiruje wszystkich, którzy się o niej dowiadują, i być może zainspiruje kolejne osoby.

Uprawiam sport od kilku lat, a dominującą u mnie dyscypliną jest kolarstwo. Wytrzymałość zbudowałem biorąc udział w wyprawach rowerowych, m.in. do Lwowa czy Bośni i Hercegowiny i wokół Polski z żywiecką grupą „Rozkręć Wiarę”, a także ultramaratonach kolarskich, takich jak Tour de Silesia w 2021 r. (506 km po górach), Piękny Zachód 2022 r. (516 km), Śląski Maraton Rowerowy w 2023 r. (300 km). Oprócz tego przejechałem z Łaz obok Bielska-Białej do Sopotu w 35 godzin (628 km) – był to mój pierwszy ultramaraton kolarski, zorganizowany samodzielnie z dwójką przyjaciół. W 2019 i 2022 r. przebiegłem maraton Perła Paprocan.

Moim marzeniem od kilku lat był jednak start w triathlonie i po spróbowaniu swoich możliwości w tej dyscyplinie na dystansach 1/8 i 1/4 zadebiutowałem w najtrudniejszym ironmanie w Polsce – Diablaku, który obejmował przepłynięcie Jeziora Żywieckiego (3,5 km), przejechanie 180 km w górach (2x pętla beskidzka 90 km) i przebiegnięcie maratonu z Żywca na szczyt Babiej Góry. Diablaka ukończyłem na ósmym miejscu, co dało mi przepustkę do wystartowania w podwójnym ironmanie.

Wybrałem Tower Triathlon odbywający się w Bolesławcu nad Prosną 1 września tego roku. Był to pierwszy w Polsce podwójny ironman. Nazwa Tower Triathlon wzięła się prawdopodobnie od „baszty” górującej nad trasą zawodów w Bolesławcu. W zawodach wystartowało 52 zawodników, co pozwala stwierdzić, że poza pierwszym podwójnym triathlonem w Polsce, impreza była również największym podwójnym ironmanem na świecie.

Dystans, jaki miałem do pokonania, to 7,6 km pływania, 360 km jazdy na rowerze i 84,4 km biegu, a trasy były pętlami, co dało 10 pętli pływania po 760 m, 44 pętle na rowerze po 8,18 km i 25 pętle biegowe po 3,4 km. Do Bolesławca przyjechałem z ekipą wspierającą: narzeczoną Karoliną Cielas i przyjaciółmi Tomaszem Madzią, Adamem Wawrzeczko i Sylwestrem Białoniem. Pilnowali mojego odżywiania, podawali napoje i jedzenie na trasie, dopingowali i załatwiali wszystko, czym trzeba było się zająć, a Adam i Tomek pokonali ze mną całą trasę biegową.

O 9 rano naładowany emocjami i adrenaliną wszedłem do wody i wystartowałem, wpierany przez moją ekipę, która mocno mnie dopingowała, ale wiedziała też, że to będzie ciężka doba. Doba – taki był plan. Na 3 pętli pływackiej przy „australijskim” wychodzeniu z wody nadepnąłem na coś bardzo ostrego, myślałem, że to kamień. Bolało, ale robiłem swoje według założeń. Po skończonym etapie pływackim przeszedłem do strefy zmian jedząc w międzyczasie banana i ściągając piankę pływacką. Szybkie osuszenie ciała i przed założeniem skarpetek zerknąłem na przedstopie. Rana nie wyglądała ciekawie: była cięta i rozchodziła się przy lekkim nacisku. Ale mój support zaczął działać szybko: dezynfekcja, opatrunki, skarpetki, buty i jedziesz! Pojechałem w dyskomforcie, po dwóch pętlach krzyknąłem do ekipy, że wszystko jest ok. Minęło około 100 km trasy rowerowej, zjechałem na szybką zmianę opatrunków. Jakoś się jechało, wszyscy zastanawialiśmy się, co z biegiem, ale każdy starał się skupiać ta tym, abym przejechał trasę rowerową jak najlepiej.

Stopa zaczynała mnie parzyć i czułem, że opatrunek jest za ciasny, więc zjechałem znów na dwusetnym kilometrze. Support zajął się zmianą opatrunku. Podszedł do nas pan z ekipy wspierającej innego zawodnika. Mogę śmiało powiedzieć, że spotkało mnie ogromne szczęście w nieszczęściu, bo siedział zaraz za moim supportem i do tego okazał się lekarzem ortopedą. Stwierdził, że rana jest powierzchowna, ale, żebym miał szansę spróbować biegu, zdecydował się szyć. Szycie oczywiście bez znieczulenia, bo nie było czasu i takiej możliwości. Lekarz bardziej wierzył w moje ukończenie wyścigu niż ja sam, mówił, że kilka następnych godzin na rowerze pomoże ranie i na pewno mam próbować biegu.

Powrót na rower i pierwsze pętle w bólu nie dawały wielkich nadziei, ale ból mijał i spróbowanie biegu znowu stało się perspektywą, w którą zacząłem wierzyć. W trakcie, gdy ja jechałem ostatnie 160 km, Sylwek zorganizował środki przeciwbólowe – apteki były już zamknięte, więc po prostu zapytał panią, która kibicowała triathlonistom ze swojego ogródka. Przejechanie 360 km zajęło mi 12 godzin 35 minut.

Około pierwszej w nocy zjechałem do strefy zmian na decydujący etap – przebranie się w ubrania biegowe i postawienie kilku próbnych kroków i ciężko było w to uwierzyć, ale było naprawdę w porządku. Może to dzięki bardzo miękkim butom, bo wbrew naszym przypuszczeniom okazało się, że czułem się w nich bardziej komfortowo niż w kolarskich butach SPD. Wszyscy patrzyliśmy się na siebie nawzajem zastanawiając się, czy rezygnujemy z wyścigu, czy jakimś cudem się uda. No i cóż... udało się! Ratownicy obecni w strefie zmian pozwolili na 3 dawki ketonalu, więc moja ekipa wspierająca podawała mi je co kilka godzin. Na pierwszych trzech pętlach jeszcze raczej nie działał, ale biegłem i ból był do zniesienia. Może to dzięki bardzo dobrej amortyzacji w butach, może dzięki adrenalinie i szyciu doświadczonego ortopedy. Środki przeciwbólowe i tak brałem, bo nie wierzyliśmy, że bez nich bieg będzie możliwy.

Ze względu na ranę Tomek Madzia i Adam Wawrzeczko postanowili biec ze mną cały dystans. Zmieniali się po kilku pętlach, nieśli bidony, pilnowali odżywiania i opowiadali historie ze strefy zmian, żeby urozmaicić mi bieg. Przebiegłem 6 pętli i półmaraton był już za mną, a po kilku godzinach maraton. Przystanki na jedzenie zostały urozmaicone śniadaniem w hotelowej restauracji o 7, bo nasz hotel znajdował się na trasie biegowej. Po szybkim śniadaniu wróciłem na trasę na ostatnie 27 km. Mój support ciągle dbał o podaż kalorii, węglowodanów i płynów, a kiedy jedyne co chciałem to arbuz i big milk Sylwek dokładał wszelkich starań, żeby je załatwić.

Na mecie usłyszałem piękne słowa od organizatora, który widział szycie rany. To był prawdziwy dzień spełniania marzeń! Usłyszałem, że stworzyłem legendę i napisałem historię!

Uczucia na mecie były niesamowite. Zrobiłem to razem z moim supportem. Było we mnie tyle szczęścia, dziękowałem wszystkim w ekipie.

Karolina od razu zaprowadziła mnie do pokoju. W jednej chwili zeszła adrenalina, przestały działać środki przeciwbólowe, a pojawiło się ogromne zmęczenie, nudności i gorączka. Baliśmy się o to, jak będzie wyglądała rana i szwy po 84 km biegu. Dlatego chwilę po mnie do pokoju wszedł ratownik medyczny przyprowadzony przez Sylwka. Wszyscy spodziewali się tragedii i wstrzymywali oddech, kiedy ratownik zdejmował opatrunek, ale ten tylko uśmiechnął się i powiedział: Ale to pięknie wygląda po 84 km. Dopóki nie poprosił Karoliny, żeby popatrzyła, wszyscy myśleliśmy, że to ironia, ale rana rzeczywiście wyglądała w porządku, w co dalej nie dowierzamy.

Byłem w świetnej kondycji zbudowanej miesiącami intensywnych treningów, ale to, że byłem w stanie ukończyć wyścig ze szwami w przodostopiu i to na całkiem dobrym, bo jedenastym miejscu, zawdzięczam ogromnemu szczęściu, że jakimś cudem byłem w stanie biec, i temu, że przypadkiem znalazł się obok mnie ortopeda, który zaszył ranę, i czuł, że jestem w stanie skończyć bieg.

Tomasz Kruczek

Foto

Autorzy zdjęć: Karolina Cielas i Sylwester Białoń

Więcej zdjęć z wyścigu i przygotowaniach można znaleźć na Instagramie: tomasz_kruczek_

Zobacz też:

Jubileusz 25-lecia Koła PZERiI nr 5 w Świętoszówce

Wiele gratulacji i podziękowań starszym mieszkańcom gminy za ich wkład w rozwój lokalnej społeczności, wieloletnią pracę i zaangażowanie – takie słowa usłyszeli członkowie Koła podczas obchodów 25-lecia działalności Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów nr 5 w Świętoszówce.

Otwarcie Zakładu Komunalnego

Po dwuletniej budowie w piątek 18 października br. uroczyście otwarto obiekt nowego Zakładu Komunalnego i Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych.

Polsko-czeskie szachy w Mazańcowicach

W mazańcowickiej filii Gminnego Ośrodka Kultury w Jasienicy w piątek 11 października przeprowadzono pierwszy turniej Polsko-Czeskiej Ligi Szachowej. Zawody odbyły się pod honorowym patronatem Wójta Gminy Jasienica.

Logo Monitor Polski
Logo Dziennik Ustaw
Logo Lokalna grupa rybacka Bielska Kraina
Logo Związek Powiatów Polskich
Logo OLZA Stowarzyszenie Rozwoju i Współpracy Regionalnej
Logo Powiatu Bielskiego
Logo Śląskie. Pozytywna energia
Logo Euroregion Śląsk Cieszyński
Logo LGD Ziemia Bielska
Logo Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej

Zobacz najnowszy numer

miesięcznika gminy Jasienica